"Księżycowy Kamień" José Frèches
Zakończyłam miłość do tej duologii...
Witam serdecznie, chociaż dzisiaj niezbyt pozytywnie będę się wypowiadała w tym wpisie😅. Mam nadzieje, że czujecie się dobrze, a wiosna powoli wybudza Was ze snu zimowego, moje ulubione Pszczoły 🐝😁!
Pamiętacie, jak bodaj post temu mówiłam o mojej wielkiej miłości i odkryciu tego roku? Wspominałam tam, że jestem ogromnie ciekawa tego, co autor da nam w kontynuacji i tak oto poczułam rozczarowanie porównywalne z tym, kiedy zamiast lodów znajdzie się koperek 😔.
Drugi tom tej duologii byłby dobry, gdybym nie nastawiła się na rozwój i poznawanie bohaterów. Po krótce przypomnę, że w "Wojnie Opiumowej" podobało mi się pokazanie historii państwa i przeplatanie tego z fabułą jak i całkiem zgrabnymi opisami erotycznymi. Tutaj to wszystko wypadło albo za płasko, albo zbyt wyolbrzymienie, nie czułam równowagi ani szczególnego zainteresowania losami Jaśminy, Laury ani nawet tytułowego Księżycowego Kamienia.
Akcja książki rozpoczyna się chwile po zakończeniu pierwszego tomu.✌🏻🌻 TERAZ UWAGA NA SPOJLERY, MOI MILI, BO OPISUJE KONTYNUACJE I NIE CHCE NIKOMU POPSUĆ ZABAWY.🌻✌🏻 Dziękuje za zainteresowanie! Także przechodzę do tego, co ważne. Księżycowy Kamień został oddzielony od Laury, która zmuszona jest do pracy w obcym sobie kraju. W tym czasie "sekta chrześcijańska" jak lubię nazywać tych ludzi zaczyna wspinać się po drabinie po władzę i rozpoczyna jawne walki z cesarstwem. Nasza ukochana Rosjanka poszukuje syna na własną rękę, nie wie jednak, że Księżycowy Kamień jest w trakcie trudnej i wymagającej wielu poświęceń drodze ku swojej ukochanej.
A więc brzmi całkiem dobrze, to czego się tutaj czepiam? Właśnie tego braku równowagi. Historyczne i kulturowe wątki takie jak stosunki z Anglią, polityka wewnętrzna i elementy religijne zjadły tę książkę. Za mało tutaj skupienia się na relacjach i opisach, nawet natura i tak w poprzednim tomie lubiana przez autora erotyka zostały odsunięte na boczny tor i uproszczone do takiego stopnia, że stały się niesmaczne i momentami zbyt nieczułe, co bardzo obniżyło wartość tego działa w moich oczach. Mało uwagi poświęcono bohaterom, moich ulubieńców traktowano jako zbędne postaci o których się wspomina tylko po to, żeby czymś zapchać luki 💔. Spłycono ich charaktery i uważam, że zamiast rozwoju zrobiły one duży krok w tył.
Poszukajmy teraz plusów, dlaczego zdecydowałam się na 3 Calcifery? W dużej mierze z przywiązania do pierwszego tomu, to prawda. Poza tym wciąż doceniam to, jak autor potrafi przekazać nam wiedzę i dać rozrywkę. Jego styl pisania pozwala dosyć płynnie przejść nawet przez najżmudniejsze polityczne fakty, a nie lubię czytać o tych kwestiach. Poruszono tutaj także temat wykorzystywania ludzi w momencie, kiedy człowiek poczuje władzę, a to ciekawy motyw, który łatwo popsuć a tutaj mi się podobał.
Podsumowując, poczułam się rozczarowana i trochę żałuje, że czytałam "Księżycowy Kamień". Muszę przyznać, że zawiodła jako kontynuacja, ale ma potencjał jako książka osobna, jednak ze względów fabularnych nie da się ich rozdzielić. Jest świetnym źródłem wiedzy, ale gorszym rozrywki. Osobiście nie polecam, chociaż nie była to straszna książka, wciąż jest w kategorii dobrych lektur, ale przy 5 Calciferowej "Wojnie Opiumowej" wypada blado jak Śnieżka.
I tak oto kończymy dzisiaj naszą recenzje, w której więcej marudzę niż recenzuję, ale czasami tak to bywa, zwłaszcza przy kontynuacjach. Życzę Wam miłego dnia Pszczoły! A bientôt, mes amis! 😄😁
Ula 🍵😘.
Komentarze
Prześlij komentarz